Fasolka po bretońsku. Danie chyba wszystkim nam tu w Polsce znane. Bardzo dużo osób w dodatku uważa, że to potrawa rodem z Wielkiej Brytanii. Ale czy tak jest naprawdę?
Rozmawiałam ostatnio z nauczycielką francuskiego, która zarówno kulinariami jak i francuskim językiem interesuje się od kilkudziesięciu lat i powiedziała jedno:
"Kiedy byłam w Bretanii (TU możecie poczytać GDZIE znajduje się Bretania) nasi gospodarze zaprosili nas na obiad w stylu bretońskim. Powiedzieli, że zaserwują nam pyszne i wykwintne danie pochodzące z ich rodzinnych stron, które wszyscy tam kochają i się nim zajadają. Podali nam fasolkę po bretońsku, która w Polsce już tak wykwintna nie jest, ale dla nich to potrawa regionalna".
I tak rozwiązała się tajemnicza zagadka kuchni bretońskiej (nie mylić z brytońską!)
Czytałam wiele przepisów, ale w końcu wybrałam z nich moje ulubione rzeczy, skonsultowałam się ze szwagierką i tak powstał ten mały bretoński cud.
Potrzebujemy:
boczek wędzony - jeden chudy plaster (ok. 100g)
kiełbasa (u mnie "zwyczajna") - 40dag
fasolka typu Jaś - jedno opakowanie (0,5kg)
cebula - 2 sztuki
czosnek - 1 ząbek
przecier pomidorowy - 3 łyżeczki
majeranek - spora garść
sól, pieprz, chili - pieprz cayenne - do smaku
liść laurowy - 4
ziele angielskie - 6 kulek
mąka - pół łyżki
I do dzieła:
Fasolę zalewamy wieczorem letnią wodą. Zostawiamy na noc.
Następnego dnia wylewamy wodę z fasoli (wariacje żołądkowe są wtedy mniejsze) i zalewamy nową porcją wody ok. 2-3cm powyżej poziomy fasoli, w zależności od tego jak gęste danie chcemy.
Gotujemy fasolę do miękkości (razem z zielem angielskim i liściem laurowym), około 1 godziny.
W tym czasie kroimy cebulę w piórka, kiełbasę w półksiężyce i rozgniatamy czosnek.
Podsmażamy kiełbasę na suchej patelni (bardzo szybko się wytapia tłuszcz) i po chwili dodajemy cebulę i czosnek, wszystko smażymy.
Kiedy fasolka już będzie miękka dodajemy przecier pomidorowy, kiełbasę z cebulą i posypujemy majerankiem. Gotujemy bez przykrycia chwilę tak, aby smaki się przegryzły.
Jeśli danie jest za rzadkie, pół łyżki mąki mieszamy z wodą i dodajemy do potrawy.
Przyprawiamy do smaku (u mnie była wersja bardzo pikantna z pieprzem cayenne) i zjadamy najlepiej ze świeżą i chrupiącą bułką.
UWAGA (wersja z boczkiem): Nie przepadamy z Jotkiem za boczkiem, więc aby nie tracić zapachu i smaku wędzonego mięsa, w czasie gotowania fasoli dodałam do niej plasterek boczku. Po przygotowaniu całości boczek z potrawy wyciągnęłam, a smak wędzonki w środku pozostał :-)
Smacznego!